Marc Randolph – „To się nie uda”

„W chwili, gdy na ekranie NASDAQ pojawiły się literki NFLX, otworzyła się przede mną zupełnie nowa ścieżka. Po raz pierwszy w dorosłym życiu nie musiałem pracować. I nigdy już nie będę musiał. Taksówka się zatrzymała, a ja zacząłem obserwować ludzi przechodzących przez ulicę. Kobieta w fartuchu pielęgniarskim wydawała się zmęczona po dwunastogodzinnym dyżurze. Pracownik budowlany szedł, trzymając w ręku żółty kask. Wszyscy musieli pracować, a ja nie. Jeszcze kilka godzin wcześniej byłem taki sam jak oni”[1].

Jeśli ktoś myśli, że założenie start-upa jest prostą rzeczą, to myślę, że po przeczytaniu dzisiejszej książki zmieni zdanie. Marc Randolph, pierwszy CEO i współzałożyciel Netflixa (wspólnie z Reedem Hastingsem) opowiada swoją własną historię założenia firmy. Recenzowana dzisiaj książka to „Netflix. To się nigdy nie uda” Marca Randolpha (Wydawnictwo SQN, Kraków 2020). Randolph posiada obecnie majątek minimum 100 mln USD. Zajmuje się doradztwem w start-upach, a także pracuje jako wykładowca praktyk na uczelniach (ang. entrepreneur-in-residence) w Stanach Zjednoczonych. Prezentowana dziś książka znacznie różni się od książki Reeda Hastingsa, również dotyczącej Netflixa. O ile Reed skupił się na kulturze firmy jako podstawie sukcesu (co jest szczególnie ważne, gdy firma już osiągnie masę krytyczną), Marc opisał przede wszystkim początek start-upu jakim był Netflix. Ponieważ nie owijał w bawełnę, myślę, że książka powinna być lekturą obowiązkową dla każdej osoby, która chce założyć start-up technologiczny.

Rzeczywistość młodego start-upu

Książka odzwierciedla, jak wygląda codzienna rzeczywistość start-upu. Istnieje wiele publikacji i filmów (np. „Social Network”), które obrazują proces zakładania nowej firmy technologicznej jako coś, co udaje się z dnia na dzień. Niestety, jak pokazuje Marc Randolph, sytuacja nie jest taka różowa jak malują. Pokazuje on teatr „od drugiej strony sceny” i prezentuje nam, jak sytuacja wygląda od pomysłu do wejścia na giełdę. Okazuje się, że firma Netflix nie była hitem od samego początku swojego działania, a raczej balansowała na granicy braku dalszych funduszy na działalność. Problemy były dość istotne, np. niemalże nikt nie chciał wypożyczać płyt DVD od Netflixa, a codzienność wyznaczało chodzenie po inwestorach, a nawet rodzinie (jak mama Marca), aby uzyskać jakiekolwiek finansowanie, by firma mogła przetrwać. Dużym problemem był brak dobrego modelu biznesowego, a także wcale nie takie obiecujące wyniki finansowe. Ich prezentacje biznesowe często były wyśmiewane, m.in. podczas wizyty w Blockbuster, czy uważane za niewiarygodne. Minęło kilka lat zanim pojawiły się pierwsze zielone światełka dla projektu. W tym czasie przepalono już prawie 50 mln USD od inwestorów.

Istotność geniusza w zespole

W całej książce widać podziw Marca Randolpha dla Reeda Hastingsa jako osoby, która w dużym stopniu przesądziła o sukcesie przedsięwzięcia. Sam Reed jest jednym z wizjonerów Doliny Krzemowej i był już multimilionerem przed stworzeniem Netflixa. W poprzedniej firmie, którą Reed sprzedał z dużym zyskiem, był on pracodawcą Marca. Na pomysł założenia firmy wpadli podczas jazdy samochodem do pracy. Ich hobby było wymyślanie pomysłów biznesowych (co ciekawe zajęło im wiele czasu, gdy wpadli na Netflixa i wcale nie uważali tego za coś genialnego). To właśnie Reed wyłożył z własnej kieszeni 2 miliony dolarów na pomysł firmy, a później okazał się niezbędny w skalowaniu pomysłu. Był szczery w biznesie i nie miał problemu z rozstawaniem się z pracownikami, a nawet wspólnikami. W końcu rozstał się również z naszym autorem (mimo to pozostają przyjaciółmi). Marc pokazuje również, jak ważna jest w Dolinie Krzemowej reputacja. Mimo, że ich prezentacje były słabe i się nie składały, dostawali pieniądze od inwestorów, bo w zespole był Reed, który już kiedyś przyniósł akcjonariuszom miliony dolarów.

Lektura obowiązkowa dla przyszłych twórców start-upów

Myślę, że książka „Netflix. To się nigdy nie uda” może być lekturą obowiązkową dla twórców start-upów. Porusza właściwie wszystkie istotne kwestie przy tworzeniu nowej firmy technologicznej: pomysł, tworzenie zespołu, piwoty, kwestia finansowania, skalowanie biznesu, wejście na giełdę itp. Nie zdziwię się, że wiele osób po jej przeczytaniu na zawsze porzuci pomysł wchodzenia w taki biznes. Jak pokazuje Marc, nie jest to ani łatwe, ani tanie (pieniądze od inwestorów szybko się spalają), ani nie ma żadnej pewności, jak nasz pomysł odczyta rynek. Mimo to ci, którzy się zdecydują, na pewno nie pożałują, że sięgnęli po tą książkę.

Podsumowanie

To już druga recenzja wydanych w podobnym czasie książek przez założycieli Netflixa i z pewnością równie warta przeczytania. Będę starał się w miarę możliwości przedstawiać pozycje napisane przez ludzi, którzy zbudowali najbardziej znane start-upy na świecie, choć nie każdy z nich je pisze. Nadal czekamy na książkę Marka Zuckerberga, czy Jeffa Bezosa. Warto je czytać, ponieważ w obecnych czasach (szczególnie w nowej rzeczywistości post-COVID) trzeba poszerzać wiedzę o tym, czym są spółki technologiczne i jak je zakładać. Zbyt wiele osób myśli, że jest to „bułka z masłem”, jednakże można się tu sparzyć tak samo, jak w przypadku tradycyjnej przedsiębiorczości.

Dodatkowe materiały edukacyjne

Na zakończenie bonus, krótki film z przemówieniem o biznesie Marca Randolpha na temat tego, co należy mieć, by założyć udany start-up:


[1] Marc Randolph, „Netflix. To się nigdy nie uda”, Wydawnictwo SQN, Kraków 2020, s. 384.

Udostępnij: